Autor Wiadomość
nky
PostWysłany: Wto 16:46, 04 Kwi 2006   Temat postu:

Hmm, no... chyba musze odnowić stare znajomości. On nadal 'studiuje' w 7?
ika
PostWysłany: Nie 0:34, 05 Mar 2006   Temat postu:

patryk ?? baton?? taaaakkk :p to do niego podobne ;)
nky
PostWysłany: Nie 18:10, 26 Lut 2006   Temat postu:

O! A to ciekawe! Nie wiedziałem, że Batoin [jak on sie teraz zwie? W każdym razie kiedyś to był Whiskas -na Zielonych Szkołach nażarł się tych chrupek by sierść na głowie miał puszystą] zna Montych :D
neu
PostWysłany: Pią 22:41, 24 Lut 2006   Temat postu:

ano, tak Grey_Light_Colorz_PDT_08

ale nas zarazili;)
ika
PostWysłany: Pią 16:46, 24 Lut 2006   Temat postu:

mi sie Python kojarzy strasznie z Miśkiem i Batoinem ;D nie Natalia? :D
nky
PostWysłany: Pon 20:55, 13 Lut 2006   Temat postu:

Nie. Dawaj! Wpadło mi do głowy zeby wystawić sztuk...Monetgo w szkole np w Dni szkoły [Lekcja Samoobrony jako lekcja PO :D]

Teraz trochę grafik. Oto są ci smieszni Panowie - Pythonowcy:
Image
A tu plakat z LifeOfBrian
Image
neu
PostWysłany: Pon 20:52, 13 Lut 2006   Temat postu:

mialam Life Of Brian, ale zanim obejrzalam, to juz musialam oddac:(

a widzial 'ktoś' skecz o Ministerstwie Głupich Kroków?
nky
PostWysłany: Pon 20:50, 13 Lut 2006   Temat postu:

Racja, nie wierzę.
A może widział ktoś "Life of Brian"? I piosenkę końcową?
neu
PostWysłany: Pon 20:42, 13 Lut 2006   Temat postu:

Monty Python jest świetny:D ale czyta się to bardzo trudno, lepiej się ogląda:D
to ja tyż coś wrzucę:)
Latajcąy Cyrk Monty Pythona - Live at Hollywood Bowl (1982)

Montypythonowcy siedzą dookoła stolika, w studiu telewizyjnym zaaranżowanym na elegancki salon. Zaczynają się wspomnienia...
- Wyśmienite, prawda?
- Racja.
- To na pewno jest Chateau’de Chasselas, prawda?
- Masz rację, Obadiah.
- 30 lat temu nie przyszłoby nam do głowy,że będziemy tu siedzieć, sącząc Chateau de Chaselet, prawda?
- Racja, racja.
- Wtedy byliśmy zadowoleni ze zwykłej filiżanki herbaty.
- Tak i to zimnej herbaty!
- Racja!
- Bez mleka i cukru!
- I bez herbaty!
- I w utłuczonej filiżance.
- My w życiu nie mieliśmy filiżanki! Zawsze piliśmy ze zrolowanej gazety!
- A my mogliśmy tylko wysączać wilgoć ze zmoczonej szmaty.
- Ale byliśmy wtedy szczęśliwi, pomimo tego, że byliśmy biedni.
- Ponieważ byliśmy biedni! Racja!
- Mój tata zwykł mawiać: "Pieniądze szczęścia nie dają, synu!"
- Miał rację! Racja!
- Byłem wtedy szczęśliwszy, chociaż nie miałem grosza!
- Mieszkaliśmy w starym, zawalającym się domu, z dziurawym dachem.
- Dom! Mieliście szczęście, że posiadaliście własny dom! My mieszkaliśmy w jednym pokoju, w 26 osób, bez mebli, z oberwaną połową podłogi, siedzieliśmy wszyscy, w jednym kącie, trzymając się, w strachu przed upadkiem.
- To szczęście mieć własny pokój! My mieszkaliśmy na korytarzu!
- My marzyliśmy o własnym korytarzu! To byłby dla nas pałac! My żyliśmy w starej beczce na wysypisku śmieci. Każdego ranka budziliśmy się, gdy zrzucano na nas transport zepsutych ryb!
- Dom...! Kiedy powiedziałem, że to był dom miałem na myśli dziurę w ziemi, przykrytą brezentem, ale dla nas to był dom!
- A my zostaliśmy eksmitowani z naszej dziury w ziemi. Musieliśmy zamieszkać w jeziorze!
- Mieliście szczęście, że mogliście mieszkać w jeziorze!
- Wszystkich 150 z nas musiało mieszkać w pudełku po butach, na środku ulicy!
- W tekturowym pudle?
- No jasne!
- Mieliście szczęście!
- My przez trzy miesiące mieszkaliśmy zawinięci w gazetę w rurze kanalizacyjnej! Każdego ranka wstawaliśmy o szóstej, czyściliśmy gazetę, szliśmy pracować do młyna przez 14 godzin, za 6 pensów tygodniowo, 7 dni w tygodniu, a kiedy wracaliśmy do domu, tata zaganiał nas pasem do łóżka!
- Luksus!
- My każdego ranka budziliśmy się o trzeciej, sprzątaliśmy jezioro, zjadaliśmy garść gotowanych pędraków, pracowaliśmy 20 godzin w młynie za 2 pensy miesięcznie, wracaliśmy do domu, a tata bił nas w głowę i kark utłuczoną butelką, jeśli mieliśmy szczęście!
- Nam to było ciężko!
- Wstawaliśmy z naszego pudełka w środku nocy i wylizywaliśmy ulicę do czysta! Jedliśmy pół garści zamrożonych na kość pędraków, pracowaliśmy w młynie przez 24 godziny za jednego pensa na sześć lat, a kiedy wracaliśmy do domu, tata przekrajał nas na pół nożem do chleba!
- Dobra! Ja musiałem wstawać o 10 wieczorem, pół godziny wcześniej niż poszedłem spać, zjadałem porcję zimnej trutki na szczury, pracowałem 29 godzin w młynie i płaciłem właścicielowi, żeby pozwalał mi pracować. A kiedy wracaliśmy do domu, tata zabijał nas i tańczył na naszych grobach, śpiewając "Alleluja"!
- A kiedy opowiada się o tamtych czasach dzisiejszej młodzieży, to nie wierzą!
- Nie, nie wierzą!
nky
PostWysłany: Śro 18:52, 08 Lut 2006   Temat postu:

Martwa Papuga

________________________________________________________

Wnętrze sklepu ze zwierzętami. Do środka wchodzi Pan Pralinka , niosąc klatkę z martwą papugą w środku. Podchodzi do lady, za którą usiłuje się schować sprzedawca.

PRALINKA (Cleese) : Dzień dobry, przyszedłem z reklamacją...Halo! Proszę pani!
SPRZEDAWCA (Palin) : Co to ma znaczyć, "proszę pani" ?
PRALINKA : Przepraszam , mam katar. Przyszedłem z reklamacją.
SPRZEDAWCA : Przykro mi , ale teraz mam przerwę obiadową.
PRALINKA : To mnie nie interesuje , kolego. Chcę zareklamować tę oto papugę, którą kupiłem w tym oto sklepiku niecałe pół godziny temu.
SPRZEDAWCA : O tak , Norweska Błękitna. Coś z nią nie tak ?
PRALINKA : Zaraz panu powiem . co z nią nie tak. Jest martwa, ot co z nią nie tak.
SPRZEDAWCA : Wcale nie , ona drzemie , niech pan spojrzy !
PRALINKA : Słuchaj no , kolego , umiem odróżnić martwą papugę od żywej . Ta jest martwa.
SPRZEDAWCA : Ależ skąd, proszę pana! Ona tylko drzemie.
PRALINKA: Drzemie ?
SPRZEDAWCA : Właśnie. Niezwykłe ptaki te Norweskie Błękitne. Piekne pióra, no nie ?
PRALINKA : Upierzenie nie wchodzi tu w grę. Ta papuga jest martwa jak kamień.
SPRZEDAWCA : Wcale nie , ona poprostu drzemie.
PRALINKA : Dobrze. Skoro drzemie , obudzę ją. (wrzeszczy do klatki) Hej, Polly !! Mam dla ciebie smakowite śniadanko , tylko się zbudź , Polly !!
SPRZEDAWCA (trącając klatkę) : O poruszyła się !
PRALINKA : Wcale nie. To pan pchnął klatkę.
SPRZEDAWCA : Nic takiego nie zrobiłem !
PRALINKA : Zrobił pan. (wyjmuje papugę z klatki i wrzeszczy do niej) Hej , Polly !! Polly !! (wali papugą o ladę) Papużko Polly , przebudź się ! Polly !! (rzuca papugę w powietrze i czeka , aż spadnie na podłogę ) Oto , co nazywam martwą papugą.
SPRZEDAWCA : Nie jest martwa , tylko ogłuszona .
PRALINKA : Sluchaj no , kolego , mam juz dość tej komedii. Ta papuga bezwarunkowo nie żyje. A gdy kupowałem ją niecałe pół godziny temu , zapewniał mnie pan , że jej totalny brak ruchu spowodowany jest zmęczeniem po długim i wyczerpującym skrzeczeniu !
SPRZEDAWCA : Przypuszczalnie usycha z tęsknoty za fiordami .
PRALINKA : Usycha z tęsknoty za fiordami ? Co pan mi tu wciska ? Dlaczego leży nieruchomo na plecach , odkąd przyniosłem ją do domu ?
SPRZEDAWCA : Norweskie Błękitne lubią kimac leżąc na plecach . Przepiękny ptak, jakie śliczne upierzenie ...
PRALINKA : Pozwoliłem sobie dokładnie obejrzeć tę papugę i stwierdziłem , że początkowo siedziała na grzędzie tylko dlatego , że była do niej przybita !
SPRZEDAWCA : No jasne , że była przybita ! Inaczej powyrywałaby pręty i fru !
PRALINKA : Słuchaj no koleś ... (podnosi papugę z podłogi) Ta papuga nie zrobiłaby żadnego "fru" nawet , gdybym przepuścił przez nią 4 tysiące woltów ! Ona śpi cholernym snem wieczystym!
SPRZEDAWCA : Wcale nie. Usycha z tęsknoty.
PRALINKA : Nie usycha , ale już uschła ! Tej papugi już nie ma ! Przestała istnieć ! Odeszła na spotkanie ze swoim stwórcą ! To zdechła papuga ! Sztywniak ! Opuściło ją życie , teraz spoczywa w spokoju ! Gdyby nie przybił jej pan do grzędy, nie wąchałaby kwiatków od spodu! Strzeliła w kalendarz i śpiewa teraz w anielskim chórze ! To jest ex-papuga !
SPRZEDAWCA : W takim razie wymienię ją panu.
PRALINKA : W tym kraju trzeba się nagadać do utraty tchu , żeby cię wysłuchano.
SPRZEDAWCA : Przykro mi, ale papugi się skończyły .
PRALINKA : Rozumiem . wszystko jasne.
SPRZEDAWCA : Ale mam ślimaka.
PRALINKA : Czy on gada ?
SPRZEDAWCA : Raczej nie.
PRALINKA : Zamienił stryjek siekierkę na kijek.
SPRZEDAWCA : Niech więc wybierze się pan do Bolton, do mojego brata , on prowadzi tam sklep ze zwierzętami i wymieni panu tę papugę. (daje mu wizytówkę sklepu, Pralinka wychodzi).
nky
PostWysłany: Śro 18:52, 08 Lut 2006   Temat postu:

Chrupiąca Żabka

________________________________________________________

Gabinet. Za stołem siedzi Pan Hilton. Otwierają się drzwi. Wkraczają Inspektor i Konstabl.
INSPEKTOR (Graham Chapman): Pan Hilton? Czy pan jest dyrektorem i właścicielem wytwórni czekolady Whizzo?
MILTON (Terry Jones) : Tak jest.
INSPEKTOR : Konstabl i ja jesteśmy z Wydziału Higienicznego i chcemy porozmawiać z panem na temat bombonierki "Wyrób ze znakiem jakości Whizzo".
MILTON : Słucham .
INSPEKTOR : Pozwoli pan, że zaczniemy od początku. Najpierw mamy Wiśniowy Przysmak. Jest wyjątkowo paskudny, ale za to nie możemy pana skazać.
MILTON : Zgoda.
INSPEKTOR : Potem mamy numer czwarty, Chrupiąca Żabka.
MILTON : Tak.
INSPEKTOR : Czy mam rację uważając, że jest tam prawdziwa żaba?
MILTON : Owszem , taka malutka.
INSPEKTOR : Jaka to żaba ?
MILTON : Martwa.
INSPEKTOR : Ugotowana?
MILTON : Nie.
INSPEKTOR : Co ? Surowa żaba ?
MILTON : Stosujemy tylko najlepsze małe żabiątka, schwytane o świcie i dostarczone samolotem z Iraku, przemyte w najczystszej wodzie źródlanej, bezkonfliktowo zabite, polane wspaniałą szwedzką mleczną czekoladą i zamrożone w glukozie.
INSPEKTOR: Pięknie , ale mimo wszystko to żaba !
MILTON : A cóżby innego ?
INSPEKTOR : Nie wyjmujecie nawet kości ?
MILTON : Gdybyśmy wyjęli kości, nie byłaby chrupiąca, prawda?
INSPEKTOR : Konstabl Papuga zjadł taką jedną.
PAPUGA (Terry Gilliam) : Przepraszam na chwilę .
Wychodzi z ręką na ustach.
MILTON : Przecież tam jest wyraźnie napisane: Chrupiąca Żabka.
INSPEKTOR : Nadinspektor sądził, że to migdał. Ludzie nie spodziewają się zastać żaby w czekoladce! Pomyślą, że to atrapa żaby.
MILTON : Atrapa?! Nie stosujemy żadnych sztucznych składników!!
INSPEKTOR : Mimo to ostrzegam pana, że napis "Chrupiąca Żabka" będzie pan musiał zastąpić innym, brzmiącym "Chrupiąca, surowa, nie obrana z kości, prawdziwa martwa żaba", jeśli chce pan uniknąć oskarżenia.
MILTON : A co z naszymi obrotami?
INSPEKTOR Mam to w nosie, muszę chronić konsumenta. Zobaczmy, co jeszcze tu mamy.
(Powraca konstabl, wyraźnie blady) To był numer piąty, prawda? (konstabl przytakuje) Numer piąty, bombka Barani Pęcherz. (konstabl ponownie wybiega) Co to ma być za smakołyk?
MILTON : Bierzemy najsoczystsze plasterki świeżego baraniego pęcherza, wypróżniamy go, dusimy nad parą, posypujemy sezamkami i przybieramy wymiotami skowronka.
INSPEKTOR : Wymiotami skowronka?!
MILTON : Tak jest .
INSPEKTOR : Tam nie ma ani słowa o wymiotach skowronka!
MILTON : Owszem, wśród składników wymienione jest ptasie mleczko.
INSPEKTOR : To za mało! Na bombonierce powinien znajdować się wielki, czerwony napis: Uwaga, wymioty skowronka!
MILTON : Nasze obroty spadłyby na łeb na szyję.
INSPEKTOR : Dlaczego więc nie zajmie się pan wyrobem bardziej tradycyjnych konfekcji, jak pralinki czy kremówki, o ile wiem, są bardzo popularne. A cóż to ma być? Masa karalusza? (wraca konstabl) Wrzodowa galaretka? (konstabl zdejmuje z glowy policyjny hełm i wymiotuje do niego) Albo to - Sprężysta Niespodzianka?
MILTON : To nasza specjalność powleczona ciemną mleczną czekoladą. Gdy ją włożyć do ust, wyskakują sprężynujące bolce i przekłuwają policzki na wylot.
INSPEKTOR : I to ma być smakołyk ? Wkładając czekoladkę do ust nikt nie oczekuje przekłucia policzków! Opis bombonierki jest niewłaściwy, a więc muszę zabrać pana z sobą na posterunek. (Inspektor spoglada piorunującym wzrokiem na konstabla, który z rozpaczą w oczach wkłada hełm ponownie na głowę)
MILTON : (zwraca się do kamery ) Całkiem słusznie .
INSPEKTOR : I proszę nie gadać do publiczności!
nky
PostWysłany: Śro 18:52, 08 Lut 2006   Temat postu:

Komunistyczny quiz

________________________________________________________

Typowy quiz telewizyjny, czterech zawodników za kontuarami z przyciskami.

PREZENTER(Eric Idle): Dobry wieczór. To naprawdę niezwykły wieczór w historii telewizji. Mamy wielki zaszczyt gościć w naszym studiu Karola Marksa, twórcę współczesnego socjalizmu i autora "Manifestu Komunistycznego"... Włodzimierza Ilicza Uljanowa, lepiej znanego światu jako Lenin, przywódcę rosyjskiej rewolucji, pisarza, męża stanu i ojca współczesnego komunizmu... Che Guevare, przywodcę kubańskich partyzantów... i Mao Tse-tunga, przewodniczącego Chińskiej Partii Komunistycznej od 1949 roku. Pierwsze pytanie do Karola Marksa. Młoty. Jaka angielska drużyna piłkarska nosi przydomek "Młoty"?
(Marks nie ma pojęcia)
Trudno. Nie masz szczęścia, Karolu. Twoja kolej, Che. Che Guevara. W którym roku Coventry zdobyło ostatnio Puchar Anglii? Nie wiesz? Pytanie kieruję do pozostałych.
(Wszyscy milczą)
Nie dziwię się, że nie wiecie. Coventry nigdy nie zdobyło Pucharu Anglii. Tak więc przy równym stanie punktów zaczynamy drugą rundę. Lenin, wchodzisz za dychę. Na corocznym festiwalu rockowym w Jarocinie w 1989 roku zwyciężył pewien zaspół z Warszawy. Jaki to zespół? Zwycięzca Jarocina w roku 1989. Kto wie? Nikt?
(Mao się zgłasza)
Słucham, Mao Tse-tung?
MAO (?): Closterkeller?
PREZENTER: Tak, zgadza się! Bardzo dobrze. Przechodzimy do konkursu z nagrodami. Zawodnikiem jest Karol Marks, a główną nagrodą ten wspaniały komplet wypoczynkowy. Karol wybrał pytania z zakresu robotniczej kontroli środków produckji. Zaczynamy- pierwsze
pytanie. Zdenerwowany?
(Marks potakuje)
Rozwój przemysłowego proletariatu jest uwarunkowany jakim innym rozwojem ?
MARKS (?): Rozwojem przymysłowej burżuazji. (oklaski)
PREZENTER: Tak jest, Karolu. Jesteś już w drodze do kompletu. Pytanie drugie. Walka klasowa to jaka walka?
MARKS : Polityczna. (oklaski)
PREZENTER: Zgadza się! Ostatnie pytanie i ten niematerialistyczny komplet będzie twój! Gotów? Dzielny z ciebie zawodnik. Kto zdobył Puchar Anglii w 1949 roku?
MARKS : Robotnicza kontrola srodków produkcji? Walka miejkiego proletariatu?
PREZENTER: Nie. Wolverhampton Wanderers zwyciężyli Leicester 3:1.
nky
PostWysłany: Śro 18:52, 08 Lut 2006   Temat postu:

Rozmowa wstępna

________________________________________________________

URZĘDNIK (John Cleese) : (do kamery) Naprawdę lubię przeprowadzać rozmowy wstępne z
kandydatami na kurs menadzerski.
Słychać pukanie do drzwi
URZĘDNIK: Proszę.
Wchodzi Aspirant
URZĘDNIK: Niech pan siada.
Aspirant siada, urzędnik spogląda na niego, zapisuje coś na kartce.
URZĘDNIK: Mógłby pan na chwilkę wstać ? (Aspirant wstaje) Niech pan siada.
ASPIRANT (Graham Chapman) : Słucham?
URZĘDNIK: Siadaj pan.
Siada, trochę zdezorientowany
URZĘDNIK: Ah..., (westchnięcie z dezaprobatą, zapisuje coś na kartce) Dzień dobry!
ASPIRANT: Dzień dobry.
URZĘDNIK: Dzień dobry (akcentuje silnie pierwszy wyraz)
ASPIRANT: (zdezorientowany) Dzień dobry...
Urzędnik z wyraźną dezaprobatą spogląda na Aspiranta i znowu coś zapisuje. Aspirant usiłuje zaglądnąć na kartkę, lecz Urzędnik zasłania ją ręką.
URZĘDNIK: Dlaczego powiedział pan dzień dobry skoro jest już popołudnie?
ASPIRANT: Pan powiedział dzień dobry.
URZĘDNIK: (kręci głową) Miłego Popołudnia.
ASPIRANT: Ah! (odzyskał pewność siebie) Miłego popołudnia.
URZĘDNIK: O rany! (znowu coś zapisuje)
URZĘDNIK: Dobry Wieczór.
ASPIRANT: (rozpaczliwie, siląc się na żart) Do widzenia?
URZĘDNIK: Ahahahahhahahah. Nie. (zapisuje)
Urzędnik podnosi dzwonek ze stołu i dzwoni nim. Po chwili stawia go z powrotem na stół i patrzy wyczekująco na Aspiranta
URZĘDNIK: Nie zapyta mnie pan czemu zadzwoniłem?
ASPIRANT: Czemu pan zadzwonił?
URZĘDNIK: A jak pan myśli? 5-4-3-2-1-0! (odlicza bardzo szybko i głośno)
ASPIRANT: Aah (usiłuje coś powiedzieć)
URZEDNIK: Za późno. (notuje coś na kartce)
Urzędnik podnosi dzwonek ze stołu i znowu nim dzwoni
URZĘDNIK: Dobranoc... dzyń dzyń dzyń.
ASPIRANT: (bardzo zdezorientowany) Czy to zapisy na kurs menadżerów?
URZĘDNIK: (przerywa dzwonienie) Tak.
URZĘDNIK: (znowu dzwoni) Dobranoc... dzyń dzyń.
ASPIRANT: Rany, chyba nie najlepiej mi idzie...
URZĘDNIK: Niby dlaczego?
ASPIRANT: No nie wiem.
URZĘDNIK: Mowi pan tak bo pan nie wie?
ASPIRANT: Nie wiem.
URZĘDNIK: (krzyczy, szybko odlicza) 5-4-3-2-1-0!
Zapisuje coś na kartce
URZEDNIK: Dobra.
Podnosi otwarte dłonie do uszu (wnętrze dłoni na zewnątrz) i ryczy jak łoś
ASPIRANT: Przykro mi ale nic nie kapuję.
URZĘDNIK: Jak pan myśli czemu to zrobiłem?
ASPIRANT: ...Nie wiem
URZĘDNIK: Ciekaw pan?
ASPIRANT: Tak.
URZĘDNIK: To proszę spytać... (szybko) Nazwisko?
Aspirant patrzy zdezorientowany na Urzędnika
URZĘDNIK: Pańskie nazwisko.
ASPIRANT: David
URZĘDNIK: Na pewno?
ASPIRANT: Tak.
URZĘDNIK: (zapisuje) David Napewno...
ASPIRANT: Nie, Thomas!
URZĘDNIK: Thomas Napewno?
ASPIRANT: Nie! David Thomas.
Urzędnik patrzy zdegustowany i z dezaprobatą na Aspiranta. Bierze znowu dzwonek i dzwoni
URZĘDNIK: Dobranoc dzyń dzyń
ASPIRANT: O rany, znowu...
URZĘDNIK: Dobranoc dzyń dzyń
ASPIRANT: Nie wiem jak zareagować!
URZĘDNIK: Zrób pan coś, Dobranoc dzyń dzyń... 5-4-3-2-1-...
Aspirant robi takiego łosia jak wcześniej Urzędnik
URZĘDNIK: Dobrze!
ASPIRANT: Dobrze?
URZĘDNIK: Doskonale, jeszcze raz!
Aspirant powtarza łosia
URZĘDNIK: Rzeczywiscie doskonale... wyśmienicie...
URZĘDNIK: (w stronę drzwi) Jesteśmy gotowi.
Wchodzą 4 osoby w syberyjskich futrach.
URZĘDNIK: Dobra jeszcze raz. Dobranoc dzyń dzyń dzyń...
Aspirant patrzy najpierw zdezorientowany, ale po chwili robi łosia. Osoby podnoszą kartki z ocenami : 6.7, 7.8, 8.9, 8.7 . Urzędnik patrzy na noty, sumuje i zapisuje
ASPIRANT: Co tu jest grane?
URZĘDNIK: Dostał pan świetne oceny.
ASPIRANT: (unosi się, wstaje) Nieważne! Chcę wiedzieć co tu jest grane, pan mnie z premedytacją upokarza, teraz stąd wyjdę i powiem policji co pan tu wyprawia z ludźmi i dopilnuję żeby tego panu
zakazano. I co pan na to eeeh! co pan na to eeeh!?
4 osoby podnodszą znowu oceny : 7.9, 9.9, 9.8, 9.7
URZĘDNIK: (zapisuje) Bardzo dobre oceny!
ASPIRANT: Zostałem przyjęty?
URZĘDNIK: (smiejąc się) Niestety nie, wolnych miejsc nie ma już od kilku tygodni!
Wszyscy wybuchają śmiechem, oczywiście oprócz Aspiranta
nky
PostWysłany: Śro 18:51, 08 Lut 2006   Temat postu:

Zawsze patrz na życie z humorem {piosenka z filmu "Życie Briana"]

Życie może być złe
I wtedy wkurza cię
A czasami przeklinasz ze złości
Więc gdy cię życie za mordę bierze
Zagwiżdż tylko w dobrej wierze
I wtedy znajdziesz w nim sporo radości.

Zawsze patrz na życie z humorem

Jeśli życie ci docina
Musi być w tym twoja wina
Zapomniałeś o uśmiechu i piosence
Kiedy jest ci bardzo źle
Że aż rzygać ci się chce
Zacznij śpiewać, tylko tego ci potrzeba - i nic więcej

Życie warte jest niewiele
A śmierć jest jego celem
Rób zawsze dobrą minę do złej gry
Zapomnij więc o grzechu
Tylko zęby szczerz w uśmiechu
Nic innego się nie liczy - tylko ty

Tak więc zawsze patrz z humorem na śmierć

Życie jest do dupy
To tylko wygłupy
Śmiechu warte, a śmierć cię uwalnia z tej matni
Więc pamiętaj póki żyjesz
Że najlepiej ten się śmieje
Kto zawsze smieje się ostatni

Więc zawsze patrz na życie z humorem
nky
PostWysłany: Śro 18:50, 08 Lut 2006   Temat postu:

Kolejna porcja skeczy.

Skecz o Hitlerze
Pensjonat w Północnym Minehead. Do pokoju, gdzie siedzą w mundurach Hitler, Himmler i Ribbentrop, Gospodyni wprowadza państwa Johnsonów. Niemcy udają angielskich turystów. Na stole leży mapa.

(...)
HITLER (John Cleese): Dzień ładny... dzień dobry.
GOSPODYNI (Terry Jones): Szykuje się pan do wycieczki, panie Hilter?
HITLER : Ja! Ja! Przygotowujemy małą... Was ist ruckweise bewegen?
RIBBENTROP (Graham Chapman) : Wyprawka.
HIMMLER (Michael Palin) : Wędrówka.
HITLER : Przygotowujemy małą wędrówke do Bideford.
JOHNSON (Eric Idle) : (pochyla się nad mapą) Najlepiej trasą A-39... Ma pan złą mapę. To Stalingrad. Lepsza byłaby mapa okolic Barnsaple.
HITLER : Ach, Hein... Reginald, masz złą mapę, ty głupi krykieciarski Angolu.
HIMMLER : Przepraszam, mein Furher... mein Dickie, stary druhu.
GOSPODYNI : Dobrze, że pan Johnson to zauważył. Marny ubaw mielibyście panowie w Stalingradzie, prawda?
(zapada kamienna cisza)
Powiedziałam, że marny ubaw mielibyście w Stalingradzie, prawda?
HITLER : Marny ubaw, owszem.
GOSPODYNI : Przepraszam, nie przedstawiłam panów. To Ron Vibbentrop.
JOHNSON : (żartem) Chyba nie Von Ribbentrop?
RIBBENTROP: Nein! Nein! To jakis inny facio. Ja w Somerset się urodził. Ribbentrop urodził się przy Gotterammerstrasse 46 w Dusseldorfie... Tak mówią.
GOSPODYNI : Ten cichy pan to pan Bimmler. Henrich Bimmler.
HIMMLER : Jak sie masz szefie. Nie pochodzę z Minehead. Ja sie urodzilem w Petersborough w Lincolnshire i spędzilem tam całą wojnę, bo miałem paskudne, ropiejące wrzody i nie mogłem wychodzić, grać w piłkę ani pojechać do Norymbergi. Jestem emerytowanym czyścicielem okien i pacyfistą, nie popełniłem żadnych zbrodni wojennych... (Hitler patrzy z aprobatą na Himmlera i kiwa głową) Cieszę się, że Anglia zdobyła Puchar, jem dużo frytek z rybami i ciasteczek z Piccadilly. Wiesz, stary, byłem szefem gestapo przez dziesięć lat!
(Hitler trąca go w bok) Pięć lat! (Hitler trąca go znowu, mocniej) Nein, nein, ja wcale nie byłem szefem gestapo. Żartowałem.
GOSPODYNI : Jaki pan zabawny, panie Bimmler. (dzwoni telefon) Przepraszam, muszę odebrać.
JOHNSON : Na jak długo zatrzymał się pan tutaj, panie Hilter? Na dwa tygodnie?
HITLER : (wstaje ) Po co pan pyta? Jest pan szpiegiem?! (wyciąga pistolet) Pod scianę, brytyjska świnio, zaraz umrzesz!
(Himmler i Ribbentrop uspokajają go.)
HIMMLER : Spokojnie, Dickie, stary druhu.
RIBBENTROP: Proszę mu wybaczyć, jest trochę nerwowy. Nie zmrużył oka od 1945.
GOSPODYNI : Telefon do pana, panie Hilter, dzwoni ten miły pan McGoering. Podobno wie, gdzie można wynajmować bombowce na godziny.
RIBBENTROP: Wynajmować bombowce na godziny! Lubi żarty, ten Szkot. Stary, poczciwy Norman.
GOSPODYNI : Całymi dnami wisi na telefonie.
JOHNSON : Prowadzi interes?
HIMMLER : Już wkrótce.
GOSPODYNI : Czwartek to jego wielki dzień. Planowali to od miesięcy.
JOHNSON : Co?
GOSPODYNI : Wybory uzupełniające w Polnocnym Minehead. Pan Hilter jest kandydatem Narodowych Szambolistów, ma dla Minehead wspaniałe plany.
JOHNSON : Jakie?
GOSPODYNI : Na poczatek chce zająć Polskę.
JOHNSON : To konserwatywna partia, jak sadzę?
(...)

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group